Powoli za oknem robi się szaro. To idealny moment na podsumowanie wakacji na Maderze :)
To miejsce pogodzi turystów żądnych słodkiego lenistwa przy drinkach z palemką jak i poszukiwaczy przygód.
Miejscowi ludzie są bardzo sympatyczni. Co prawda nie rozmawiałam z każdym, ale wyspa w najdłuższym odcinku ma długość 57 kilometrów, więc pozwolę sobie to odczucie uogólnić ;)
Oprócz pobytu w Paryżu, nigdy nie jadłam tylu pyszności co na Maderze. Można tu skosztować espady, ryby głębinowej, której raczej nikt żywej nie widział, ponieważ przy wyławianiu zbyt niskie ciśnienie ją zabija. Rybę tę można złowić tylko w 2 miejscach na świecie t.j. Madera i Japonia. Jadłam ją, smakowała mi, ale nie powaliła.
Na uwagę zasługuje niesamowita zdolność poruszania się kierowców autokarów, wąskimi uliczkami nad przepaścią. W drodze na szczyty tej wyspy myślałam, ze zemdleje co najmniej 3 razy. Jednak kiedy dotarłam na miejsce....było warto! :D Nigdy w życiu nie jadłam w restauracji z takimi widokami!
Atrakcją turystyczną jest też wioska zakonnic. Co prawda po zakonnicach nie ma tam już śladu, ale turystów przyciąga degustacja nalewek ich receptury, w nieograniczonej ilości :) dlatego w drodze powrotnej, jazda nad przepaściami nie robiła na mnie już takiego wrażenia :D Mogłabym jeszcze tak pisać długo, ale nie chce Was zanudzić.
Madera- wyspa wiecznej wiosny.